sobota, 26 kwietnia 2014

Miss Sporty Morning Baby & So Clear Anti-Spot

Cześć i czołem kluski z rosołem.
Dzisiaj Miss Sporty- chciałam zobaczyć ile te taniochy warte,a korzystając z obecnie trwającej promocji w Rossmannie kupiłam je za połowę ceny :) BB Cream kosztował mnie całe 6 złotych a podkład antypryszczowy, nie zatykający porów 7. Nigdy nie przypuszczałam,że podkłady za kilka złotych mogą być dla mnie tak idealne. Jestem w pozytywnym szoku,którym muszę się z Wami podzielić.
BB Cream bije wszelkie rekordy. Jest mocno rozświetlający,na ręce wydaje się być nawet metaliczny,świetnie dopasowuje się do koloru skóry i nawilża ją lepiej niż krem. Spokojnie mogłabym stosować go samodzielnie,bez podkładu,ale do pracy używam go jako bazy. Mam cerę z wypryskami,i choć krem BB świetnie je przykrywa to jestem przyzwyczajona do mocnego krycia i nie wychodzę z domu bez podkładu. Miałam już kilka takich beauty balm'ów i muszę przyznać,że ten nie ma sobie równych. Testowałam Garniery, Rimmele za dwadzieściakilka złotych,a tu proszę,mega niespodzianka za szósteczkę. Polecam w 100% wszystkim dziewczynom!
Podkład So Clear też zdał egzamin bez pudła. Spokojnie wytrzymuje na twarzy 8 godzin,skóra wydaje się być niczym nie obciążona,jakby go nie było! Maskuje pryszcze-a to jest dla mnie absolutnie najważniejsze w podkładzie! Ponadto nie odczuwam zatkanych porów,nie używam pudru sypkiego bo jakoś nie zauważyłam świecenia w czasie pracy. Są tylko trzy odcienie do wyboru - jasny,średni i ciemny i wydawało mi się ze jasny będzie za jasny, średni też a ciemny wygląda jak dla murzynek,ale myśląc,że to przecież tylko parę groszy wzięłam średni odcień. Pasuje idealnie, albo po prostu dopasowuje się do odcienia karnacji. Jestem zadowolona. Ostatnim razem moje oczekiwania spełnił jedynie podkład Rimmel Wake Me Up ale jest bardzo drogi (ok. 50 zł) i zaczęłam testować tańsze.
Z czystym sumieniem mogę go polecić!


Kisses,
Gosha.

czwartek, 20 marca 2014

L'Oreal Paris czyli Unfash komentuje Blackbuster i False Lash Wings.

Hej!
W końcu udało mi się przysiąść spokojnie,bez krzyków i wrzasków mojego ukochanego,potrzebującego uwagi syna,który nawiasem mówiąc,jest ostatnio strasznie uparty i nie chce chodzić spać po dobranocce:)
 Uff,właśnie zasnął i postanowiłam wykorzystać te kilka minut ciszy i spokoju,żeby wyskrobać dla Was kilka zdań.
Dziś recenzja tuszu do rzęs i eyelinera we flamastrze,które dostałam w prezencie jeszcze w grudniu od mojej przyjaciółki z okazji moich urodzin i świąt Bożego Narodzenia,więc miałam sporo czasu żeby je dokładnie i szczegółowo przetestować :)
Zacznę od eyelinera,który moim zdaniem okazał się największym rozczarowaniem ubiegłego roku...
Po pierwsze,poleciłabym go dziewczynom,które dopiero co zaczynają się malować. Kreski trzeba poprawiać kilkukrotnie,a i tak po piątej warstwie nie są tak idealnie czarne jak te namalowane tuszem do kresek,łatwiej więc je zetrzeć,jeśli coś nie wyjdzie. Co prawda wytrzymają na powiece nawet 8 godzin,ale odruchowego przetarcia oka już niestety nie,natychmiast się "wycierają" i bledną. Jedynym plusem w tej kwestii jest to,że kreska się nie roluje,nie kruszy i nie rozmazuje jak tusz,po prostu blednie. 
Ja kreski maluje już od 6 lat,ale tym ustrojstwem jest mi niesamowicie ciężko. Mam swoje lata,ale na szczęście nie mam jeszcze zmarszczek,skóra na mojej powiece jest świetnie naciągnięta,a kreska po pierwszym pociągnięciu flamastra wydaje się być "połamana". Żeby nadać oku pożądany kształt muszę poświęcić na makijaż nieco więcej czasu,niż zwykle...
Po drugie nie jestem zadowolona z ceny. Koszt takiego flamastra w zależności od promocji w drogerii waha się od 40 do 50 zł ,a ja szczerze mówiąc,zapłaciłabym za ten flamaster góra 15 zł. Tak,wiem, firma L'Oreal najchętniej urwałaby mi głowę za taką pochlebną opinię,ale jak ma być szczerze,to tak właśnie będzie. Nie zastrzelcie mnie na ulicy ;)




Ale mam dla Was również dobrą wiadomość! W przeciwieństwie do Blackbustera tusz False Lash Wings okazał się rewelacją i jest wart każdej zapłaconej złotówki! Niesamowicie rozczesuje rzęsy,i naprawdę pokrywa je od samej nasady,do tego świetnie podkręca końcówki i jest mega lekki. Jestem też bardzo zadowolona z kształtu szczoteczki,bo całkiem serio jest wygodna w użyciu,a ja w tej kwestii jestem wybredna ;) Starczył mi na prawie trzy miesiące,a i teraz kiedy zostały mi już same resztki zdarza mi się zanurzać opakowanie w gorącej wodzie żeby jeszcze go wygrzebać! Absolutnie mucha nie siada! Co prawda,nie należy do najtańszych produktów,jak z resztą wszystkie kosmetyki tej firmy,cena waha się w granicach 40-55 złotych,ale warto! Rzęsy naprawdę wyglądają jak sztuczne! :)A takiego efektu właśnie oczekiwałam. Nie pozostaje mi nic innego jak bardzo gorąco Wam go polecić! Absolutny strzał w dziesiątkę.


Kisses,
Gosha.

środa, 8 stycznia 2014

Champagne blond,czyli recenzja farby Accent.




Hi,
kochani dziś recenzja farby, którą chyba mało kto zna. Mianowicie jest to farba rossmannowska- Accent, która kosztuje około 7 zł w promocji a 10 bez. Szczerze mówiąc, kupiłam ją za namową koleżanki,która zazwyczaj farbuje włosy na rudo i przetestowała dziesiątki farb do włosów i pdkąd pamiętam,żadna nie spełniała jej wymagań. No więc całkowicie osłabiona emocjonalnie stwierdziła,że kupi jakąś najtańszą w Rossmannie bo " i tak nigdy żadna nie bierze jak powinna" :) Kupiła,pofarbowała i.. zadzwoniła z okrzykiem radości! Wyszedł idealnie rudy rudy :)
W zasadzie zobaczyłam ją po kilku myciach od farbowania ale trzeba przyznać,wyglądała nieziemsko.
Postanowiłam skorzystać z promocji,jaka była na nią w Rossmannie i kupiłam dla siebie w odcieniu szampańskiego blondu. Myślałam,że to dla mnie za ciepły kolor,że zimny odcień mojej karnacji będzie się z tym kolorem "gryzł".
Włosy pomalowałam sama w domu jakieś trzy dni temu i jestem równie zadowolona jak moja koleżanka!
Na moich jasnych pasemkach,które miałam na włosach po ostatnim zabiegu powstały złociste refleksy,a pozostały na reszcie włosów kolor zamienił się rzeczywiście w szampana:) Ja również jeszcze nigdy nie byłam zadowolona w pełni z żadnej dostępnej w drogeriach farby do włosów,no może z L'Oreal, ale nie oszukujmy się,one są drogie i nie zawsze i nie każdego na nie stać. Wiem jedno, na pewno będę farbować swoją łepetynkę tymi farbami!
Ale,żeby nie było tak kolorowo,ma jeden dość pokaźny minus,który niecierpliwców może zrazić: jest bardzo rzadka i spływa z włosów. Polecam zakładać na plecy stary ręcznik lub rzecz,którą chcemy wyrzucić, Choć w zasadzie ja nie zauważyłam zabrudzeń na swoich ubraniach,bardziej czułam,że mi spływa :)
Jak dla mnie należy się tej farbie ocena 9/10 punktów!
I jeszcze dodam,że odżywka dołączona do opakowania do zastosowania po farbowaniu jest mega mega obłędna!
Buziaki,do następnego! 
P.S. Przypominam kochani i jednocześnie zapraszam do polubienia mojego profilu na FB klik oraz śledzenia Instagrama klik :*