poniedziałek, 7 stycznia 2013

I found love in a hopeless place + DIY :)


Ten post mialam wstawic juz kilka dni temu,kiedy skonczylam wyszywac moja koszulke,ale jak zawsze CZAS jest moim wrogiem. Dzis nadszedl dzien,w ktorym moge pochwalic sie moja zmudna , dwugodzinna praca! Koszulka jest z Mohito,kosztowala mnie ze 20 zl na przecenie,pasuje do pracy i na impreze,co jest dla mnie bardzo wazne,gdyz kocham rzeczy uniwersalne i praktyczne.Koraliki-perelki kupilam dawno temu w pasmanterii za 4.90 zl i jeszcze nie zdazylam zuzyc calych,starczaja na wiele wiele obszyc.Taki "kolnierzyk"jest podobno teraz bardzo modny,a mnie sie po prostu mega podoba:)  Kolor bladorozowy (rozowy!!!) pasuje nawet do wojskowej zieleni,a ja wlasnie mam takie jedne fajne spodnie z Croppa w tym kolorze, ktorych nie mialam z czym zestawic... 
Przymierzam sie jeszcze do naszywania cwiekow na dzinsowa kurteczke ale jak zawsze CZAS CZAS CZAS.Poza tym,na szczescie (lub nieszczescie,bo nie cierpie zimna!) do wiosny jeszcze kawalek.
Ide potegowac w sobie swoj dzisiejszy podly nastroj-moj maz wyjechal juz do pracy a ja zostalam sama samiusienka z majacym coraz to nowe roszczenia synkiem,ktory wlasnie stara sie poprawic mi humor rozsypywaniem piaskoliny po podlodze...
I,tak nawiasem,zycze kazdej z Was,zeby tak jak ja zakochiwaly sie wciaz od nowa w swoim mezu kazdego dnia:) Wtedy nawet tesknota nie wydaje sie byc podlym uczuciem i czekanie jest najbardziej podniecajacym doswiadczeniem,ktore nie konczy sie zawodem...:D
Czasami szukamy milosci w zlym miejscu,ktore wydaje sie byc miejscem odpowiednim.A moze warto rozejrzec sie blizej,bo milosc czasem zahacza o nasz wlasny nos...:)






1 komentarz: